czwartek, 4 września 2008

dzień 5. Hanoi

Hanoi jest piękne i odpychające jednocześnie. Architektura przepełniona jest kolonialnymi wpływami. Momentami można się poczuć jak w jakimś europejskim mieście z lat '30 XX wieku, na prawdę czuliśmy się jakbyśmy przenieśli się w czasie. Okolice mauzoleum Ho Chi Mincha (masta narodu), w której znajduje się polska ambasada są wypełnione dużymi kamienicami z pięknymi ogrodami. Charakterystyczne połączenie kolorów budynków daje ciekawe wrażenie. Żółte mury, zielone lub bordowe (mahoniowe) okiennice, dachy kryte ceramiczną dachówką w kolorze palonej cegły - niepowtarzalny klimat. Ten sielankowy krajobraz psują molochy postawione przez komunistów. Z parku obserwuje nas spod oka spiżowy Le-Nin (to po wietnamsku Lenin), pełni on chyba rolę stróża poglądów, który nie pozwala zapomnieć w jakiej jesteśmy rzeczywistości. Wszędzie powiewają czerwone flagi z żółtą gwiazdą, tu i ówdzie mignie sierp i młot, na słupach szczekaczki. Jeżeli w ciągu 3 dni nie pojawi się kolejny post, piszcie do ambasady, czerwonego krzyża albo amnesty international, bo pewnie zostaliśmy zatrzymani za szerzenie defetyzmu :) Więcej refleksji na temat TEN temat dopiszemy po powrocie do naszego kraju raju nad Wisłą :)
Druga twarz Hanoi to hałas, ścisk, klaustrofobiczne uliczki i brud. Przedmieścia wyglądają gorzej niż najgorsze zakątki warszawskiej Pragi. Niestety nie mamy tu na myśli, że Praga jest taka cool :( Budowlany i komunikacyjny chaos gdzie nic do siebie nie pasuje. Wszystkie budynki sprawiają wrażenie tymczasowych, a jednocześnie widać, że nadgryzł je ząb czasu. Plątaniny kabli, instalacji hydraulicznych dziurawych uliczek, popękanych lub brakujących płytek chodnikowych. Hanoitańczycy ;) wszystko robią na chodniku przed kamienicami począwszy od strzyżenia, naprawiania maszyn do szycia i skuterów i "leczenia" uszu, a na gotowaniu i jedzeniu skończywszy. Na początku czuliśmy się nieco przytłoczeni ciągłym zaczepianiem przez tubylców, którzy chcieli sprzedać nam różne dziwne rzeczy. Po pewnym czasie na szczęście człowiek się do tego przyzwyczaja :) coraz mniej rzeczy jest w stanie cię zdziwić. Hałas staje się coraz mniej uciążliwy.
Dla uzmysłowienia liczby tutejszych skuterów postaramy się opisać kilka rzeczy z nimi związanych.
Na "autorstrdzie" z lotniska i większości dwupasmowych dróg prawy pas jest tylko dla skuterów.
99% ruchu ulicznego to skutery, prawdopodobnie każda rodzina w mieście posiada przynajmniej jeden.
Skutery parkują wszędzie, nawet na chodniku i rondach, przed restauracjami, sklepami, nawet w sklepach, a jest ich tak dużo, że są specjalni kolesie, którzy odnajdują i wyplątują twój skuter z plątaniny pozostałych jednośladów.
Wietnamczycy rodzą się w kasku i posiadają gen odpowiedzialny za umiejętność jednoczesnej zmiany biegów nogą, rozmowy przez komórkę i plotek z koleżanką lub kolegą na sąsiednim skuterze!
Wietnamczycy na skuterze potrafią przewieźć wszystko! Cztero osobowa rodzina na skuterze to norma. Nie dziwne, że wygrali wojnę z amerykanami, bo ci potrzebują do tego co najmniej SUV'a!
Najwięcej czasu tego dnia spędziliśmy w muzeum wojny. Można je odbierać dwojako, albo jako symbol porażki Amerykanów, albo mitologicznego zwycięztwa Dawida nad Goliatem, to nic że Dawidowi pomagał wielki radziecki niedźwiedź. Tak szczerze, to chyba nikt tu nie wygrał :( Jednak nie widać w Wietnamczykach ani ich zachowaniu nienawiści do Amerykanów lub Ameryki. W wielu miejscach widzieliśmy amerykańskie flagi i np. skuterzystów jeżdżących w kaskach stylizowanych na amerykańskie. Warto by się zastanowić głębiej nad tym tematem, jednak wolimy nie rozmawiać z Wietnamczykami na tematy polityczne.
Wracając do muzeum wojny. Zgromadzone są w nim głównie trofea wojenne. Na betonowym cokole stoi przyśrubowany UH-1H Huey - amerykański śmigłowiec, symbol walk w Wietnamie. Nigdzie już nie poleci, chociaż wygląda na kompletny i nieuszkodzony tutaj nazywają go POW - Prisoner of War(więzień wojenny). Obok dwa Skyrider'y - samoloty szturmowe pierwszy w zielonym kamuflarzu z US Air Force, drugi szary z US Navy. Obydwa w zadziwiająco dobrym stanie. Tylko kolor kamuflażu już wyblakł, a szkło pleksi kabiny pożółkło i zmatowiało. Takie samoloty są, jak chore ptaki. Słońce nie odbija się już w ich matowych oczach. W centralnym punkcie wystawy zewnętrznej postawiono makabryczny pomnik zbudowany z wraków zestrzelonych amerykańskich samolotów. Chyba celowo ustawiono je w kształt ołtarza z górującym ogonem samolotu przypominającym krzyż, ale to może tylko takie nasze skojarzenie? Blachy nienaturalnie powyginane, noszą ślady po pociskach, szrapnelach i nadpalenia po pożarach. Dwie myśli: jak wielu młodych ludzi musiało zginąć w tych maszynach, a z drugiej strony, jak musieli być Ci ludzie i ich samoloty znienawidzeni przez Wietnamczyków, że zasłużyli na tak wymowny pomnik, siejąc śmierć napalmem i bombami :(
W budynku muzeum, trofeów i historii ciąg dalszy ... hełmofony i buty zestrzelonych pilotów, pomyśleć że większośc z nich nie zobaczyła już więcej swoich rodzin.
Rada dnia:
Chcesz przepłacić? Jedz w knajpkach polecanych przez przewodniki. Nie znaczy to, że jest niesmacznie. Wręcz przeciwnie, jednak pełno jest miejscówek w których można zjeść smacznie i taniej.
Przykładowe ceny:
Muzeum wojny - 40 000 vnd/osoba + aparat foto 5000 vnd
Temple of Literature - 30 000 vnd/osoba
One Pillar Pagoda - free
Kawa z widokiem na jezioro Hoan Kiem - 30 000 vnd

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

From *A*i*M* Wietnam Nam' 08

Brak komentarzy: