piątek, 12 września 2008

Hue - Demilitarized Zone DMZ

Być w Wietnamie i nie zobaczyć miejsc związanych z ostatnią tutejszą wojną, w Ameryce nazywanej wietnamską, w Wietnamie amerykańską, to tak jak być w Krakowie i nie odwiedzić smoka albo być w Wieliczce i nie polizać ścian kopalni soli :) Bardzo wcześnie o 6:00 rano zjawił się po nas autobus którym mieliśmy pojechać na wycieczkę do DMZ - DeMilitarized Zone - Strefa Zdemilitaryzowana położona w okolicach siedemnastego równoleżnika. Był to pas rozgraniczający Wietnam Północny-kontrolowany przez komunistów od Wietnamu Południowego-z wpływami zachodnimi. W tej strefie podczas wojny odbywały się największe i najkrwawsze walki między VC (Vietnamese Comunists), a wojskami Wietnamu Południwego (nazywanymi przez komunistów puppet soldiers, czyli żołnierze marionetki) i USA. Cała wycieczka była zaplanowana na 12 godzin! Dziewięćdziesiąt procent wycieczki to jazda autobusem i oglądanie przez okno rejonów walk i punktów strategicznych. Przewodniczka miała być "english speaking" ale nawet anglojęzyczni turyści mieli problem ze zrozumieniem anglo-wietnamskiego w jej wykonaniu :) Z tego co zrozumieliśmy była do bólu poprawna politycznie, zgodnie z jedyną słuszną doktryną wprowadzała nas w historię i przebieg konfliktu, w której zjednoczony naród pod wodzą Wujka Ho dzielnie wyparł agresora z ojczyzny zabijając "many Americans and became heroinists" :))))))))) Nie do końca zrozumieliśmy przekaz czy popadli w nałóg z tego nieskończonego szczęścia czy może stali się czymś w rodzaju nadbohaterów narodu?? :) Nie padło ani jedno słowo o Wietnamczykach, którzy nie chceli żyć w komunistycznym kraju, ani jedno o tym co się z nimi stało po wojnie (na wzór radziecki trafiali do więzień, obozów "reedukacyjnych". Do dzisiaj nie wiadomo ilu Wietnamczyków z południa nie powróciło do domów, ilu odebrano wszystko łącznie z życiem, zdrowiem, rodziną, majątkiem. Nikt tutaj o tym nie mówi, bo komunizm ma takie samo oblicze, gdziekolwiek by nie był zaszczepiony w Europie, w Azji, Ameryce Południowej ...
Mimo tego, że większość wycieczki spędzilismy w autobusie, dla nas była interesująca. Widzieliśmy górę Rock Pile, na której Amerykanie umieścili punkt obserwacyjny, niedostępny pieszo, ze względu na bardzo strome ściany skalne. Żołnierzy i zaopatrzenie przerzucano tam śmigłowcami. Wietnamczycy nie mieli śmigłowców :) ale mieli rowery, dlatego wygrali tę wojnę (parafraza słów wietnamskiego generała :) Podróżowaliśmy drogami Highway 1 i Highway 9 gdzie toczyły się walki i rozmieszcozne były bazy i lotniska m.in. amerykańskie. Dotarliśmy do bazy lotniczej Tacon, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Laosem, porośniętej teraz romantycznie ... kawą! Cały pas startowy zamieniony został w plantację. Został jedynie fragment, na którym wybudowano mikro muzeum z kilkoma zdjęciami i garstką eksponatów. Na otwartym terenie zbudowane są dwa schrony z worków z piaskiem, niszczeją dwa amerykańskie śmigłowce, działo i czołg. Wszystko, jak zwykle zatrzymane w realiach tamtych lat.
Po drodze przejeżdżaliśmy obok mostu na rzece Ben Hai. Po powrocie do hotelu obejrzeliśmy oryginalny film z walk o ten most. Dziwne uczucie, patrzeć na rzeczywistość zarejestrowaną kilkadziesiąt lat temu przez reporterów wojennych, z którą bylismy połączeni miejscem zaledwie kilka godzin wcześniej. Widać na filmie ginących i ranionych żołnierzy, dym, czuć napięcie, słychać trzaski strzałów zupełnie inne niż podkładane w filmach wojennych.

Gwoździem programu były tunele Vinh Moc drążone w ziemi, aż na trzech poziomach, kilkadziesiąt metrów w głąb.Przetrwały kilka lat walk dając schronienie miejscowej ludnosci i bojownikom VC. Od '66 do '71 ludzie starali się prowadzić tam normalne, życie - jedli, spali, uczyli się i rozmnażali :) Ciekawostką jest, że w tunelach urodziło się aż siedemnaścioro dzieci :)

Do Hue dotarliśmy po trzech godzinach zmarnowani, całodziennym podróżowaniem starym autobusem po wietnamskich drogach.

Miłym akcentem kończącym dzień była pyszna kolacja i kawa :)

Rada dnia:
Wietnamscy przewodnicy opowiadają historię, jakby czytali podręcznik dla pierwszaków. Propaganda, pomieszana z dziecięcą prostolinijnością. Warto zweryfikować ich wersję z publikacjami historycznymi, bo mogą się znacznie różnić.

Przykładowe ceny:
Wycieczka do DMZ - 16$/osoba




1 komentarz:

Aśka pisze...

dajcie cos wiecej, dzisiaj mamy 19.09.2008, a Wy zatrzymaliście sie na 12.09
Pozdrawiam
Aśka
Siedlce