poniedziałek, 1 września 2008

dzien 2. Bangkok

O 11:30 skoro świt zerwaliśmy sie z łóżka. Poszliśmy (pobiegliśmy)do innego hotelu, 100 m dalej, który zarezerwowaliśmy sobie

poprzedniego dnia, tym razem już z gniazdkami, działająca toaletą iiii bezpłatnym internetem WiFiiii :)
Skype działa też w Tajlandii :) skąd ten internet wie gdzie jesteśmy??? he he
Pamiętajcie, gniazdka są kluczowe dla egzystencji turysty :) aparat i laptopa trzeba gdzieś naładować.

Do tej pory rekiny widzieliśmy tylko na talerzu i na szczęście nie mieliśmy z nimi bliżego kontatku, więc postanowiliśmy
zobaczyć je w oceanarium. Polska nie mieć oceanarium :( a na Warszawiance rekin się nie zmieści :)

Oceanarium Siam Ocean World mieści się w podziemiach największego w tej części Azji centrum handlowego Siam Paragon (największe
pewnie jest w Chinach, TAM wszystko jest największe :))
Rekiny spasione, ale się jeszcze ruszają. W wodzie widzieliśmy kilka gatunków z większymi i mniejszymi zębami.
Była możliwość ponurkowania z rekinami ale podobno kiepsko się podróżuje bez nogi i kiepsko nosi plecak bez ręki ;)
, a że mamy po 2 plecaki i kilka tysięcy km do przepodróżowania, nie skorzystaliśmy z tej niewątpliwej przyjemności.
Poza rekinami jest tutaj wiele gatunków ryb, żółwi i pingwinów, nutrii i wydr. Ogromny kilkumetrowy tunczyk, zamrożony w bryle lodu albo pleksi jak Han Solo patrzy na zwiedzających
swoimi rybimi oczami. Są jeszcze genetyczne pomyłki natury - głębiniaki "zamrożone" w formalinie. Obcy (othersi) na pewno są wśród nas :)

To rybki obejrzane. Dziwne, że na miejscu nie ma żadnej smażalni? :) Człowiek by wciągnął jakąś makrelkę, jak się tak już na patrzy :)

Czas na film 4D! Hm. Chyba jeszcze dużo pracy przed twórcami tego rodzaju kina.
W teorii ma to być film 3D taki jak w IMAX wzbogacony efektami w stylu: poruszanie krzesełkami, podmuchy wiatru, mizianie czymś dziwnym po łydkach :)
W rzeczywistości byliśmy rozczarowani seansem. Sam film nieciekawy, wizualizacjia 3D gorsza niż w IMAX, a nawet w zwykłym cyfrowym kinie, a żeby za dużo nie narzekać o efektach mechanicznych nie wspomnimy.

Samo centrum jest very exclusive i nawet najbardziej doświadczone warszawskie galerianki, tarasanki i arkadianki nie widziały tylu
markowych sklepów na raz (Chanel, Dior, Bulgari ... Zara też ;)
Nie można zapomnieć o galeriuszach, arkadiuszach i złociszach dla nich są salony Aston Martina, Porshe czy innych Maseratti :)
Brakowało tylko Ferrari :) ale i tak Toyota w całym świecie rządzi nawet bramki przeciwko demonstrantom spnsorowane są przez Toyotę!
Obserwując ludzi na ulicach Bangkoku nawet w centrach biznesowych nie wiemy kogo stać na zakupy w tych salonach,
może to tylko atrapy? ;)

Trochę się zmęczyliśmy tym dobrem wszelakim luksusowem, postanowiliśmy wrzucić jakieś azjackie zwierzątko na ruszt.
Żeby było więcej orientu w oriencie, padło na chinską dzielnicę. Mieliśmy jechać tam autobusem, ale korki skutecznie przekonały nas
do dłuższego spaceru. Klika razy na piechotę wyprzedzaliśmy ten sam autobus :) Warszawskie korki to nie korki!

Rada dnia:
NA PRAWDĘ nie należy jeść w pustej restaurancji! Dwa kroki dalej ominęło nas super chinskie jedzenie, zjedliśmy drogo i niesmacznie.
Pierwszy raz tak się nacieliśmy.

Ceny dnia:
Oceanarium 850 bht/osoba w cenie film 4D, rejs łódeczką ze szklanym mikro okienkiem w dnie, 1 pepsi a my pepsi nie pijemy :)
Niedobre jedzenie w pustej restaurancji w chinskiej dzielnicy ok. 350 bht.
Kawa w Starbugsie na Khao San 100-120bht, Tajowie nie potrafia robić dobrej kawy, musieliśmy zadowolić się kawą z sieciówki.





Brak komentarzy: