środa, 24 września 2008

Tunele Cu Chi

Dzisiejszy dzien, to kolejny, w którym postanowiliśmy zaaplikować sobie nieco wędrówki szlakami wojny. Cu Chi Tunnels, są oddalone od Sajgonu o jakieś 70 km. Jechaliśmy jak zwykle dużo za długo, nie udało nam się uniknąć porannych korków w Sajgonie, a po wyjeździe z miasta nasz turystobus kluczył kiepskimi, wąskimi drogami, co dodatkowo wydłużyło nasz dojazd na miejsce.

Pierwszym punktem (co za niespodzianka:)! -Wietnamczycy na każdej trasie muszą zatrzymać się w jakimś przydrożnym fabryko-sklepie z pamiątkami) okazała się być manufaktura, w której pracowali ludzie poszkodowani przez "Agent Orange", o którym pisaliśmy w poprzednim poście. Mocne przeżycie. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do manufakturki, gdzie produkuje się typowe miejscowe pamiątki, a na parkingu prócz rowerów czy skuterów stoją zaparkowane dziesiątki różnorakich wózków inwalidzkich, jedne bardziej zautomatyzowane inne mniej...wchodzicie dalej, i 9 na 10 osob będących w zasięgu waszego wzroku jest widocznie niepełnosprawna fizycznie...do tego duszący smród lakierów, klejów i innych chemikaliów...Pracują tam cały dzień, bo jak nam powiedział przewodnik - muszą, ponieważ nie dostają żadnej renty, najprawopodobniej dlatego, że urodzili się po wojnie i nie należy im sie z tego tytułu żandna zapomoga. Wydało nam się to troche dziwne, bo porzecież w każdym szanującym się komunistycznym kraju powinna panować sprawiedliwość społeczna, dba sie o każdego obywatela...jak widać nie panuje:( i nie dba się o wszystkich równo...
Przy fabryczce oczywiście nie mogło zabraknąć sklepu z pamiątkami. Ceny w dolarach. Ale jakie?:) 3-4 a może nawet więcej razy wyższe, niż w sklepikach znajdujących się w typowo turystycznych rejonach miast. Cóż, podejrzewamy, że widok tych pięknych przedmiotów charakterystycznych dla kultury Wschodu zawsze, najpierw będziemy widzieli ciemną, brudną, śmierdzącą klejem fabryczke i ludzi w niej pracujących:(
Odjeżdzając odczuliśmy ogromną ulgę...

Coraz bliżej do tuneli. Byliśmy już w podobnym kompleksie przy Hue, ale wieść niesie, że te w porównaniu do Vinh Moc są ogromniaste! Podobno łącznie mają ok. 200 kilometrów, a ciągną się na odcinku ok 70 km. Budowę rozpoczęto nie tak jak wszyscy sądzą w czasie wojny amerykańskiej, a znacznie wcześniej bo już około 1948, kiedy to Wietnamczycy wojowali z Francuzami (którzy nie uszanowali porozumienia w Paryżu i w dalszym ciągu rościli sobie prawa do "swojej kolonii", z której nie chcieli się wcale wynosić). Podobno każda wioska budowała tunel-schron na własne potrzeby, coraz głębiej i na dłużej przenosząc się pod ziemię, ze względu na częste bombardowania tych terenów przez Amerykanów. Wkrótce przerodziło się w budowę na ogromną skalę, tak aż tunele w pewnych miejscach połączyły się w ogromny kompleks. Obecnie na części tego obszaru znajduje się muzeum - park. Wszystko, co można tam zobaczyć, czy dotknąć świadczy o heroiźmie (lub heroiniźmie:)) i sprycie żołnierzy VC. "Naturalne" pułapki bambusowe w setkach wariacji, stworzone tak, żeby nie zabić od razu, a sprawić ból i odbierać życie powoli i boleśnie, cuda inżynierii w postaci wentylacji tuneli, czy zaopatrwania ich mieszkańców w wodę, były też kuchnie "bezdymowe" oraz dowód na to, że wujek Ho prócz ideologii to również kreator mody - zaprojektował stylowe sandały z opon samochodowych. Wszystko to w atmosferze "podśmiechujek" z głupoty i naiwności Amerykańskich żołnierzy.

Dla nas gwoździem programu była strzelnica. Po ciągłym strzelaniu żelowymi kulkami, nadszedł czas na coś mocniejszego! Wręcz ostrego! Prócz zwykłych karabinów, czy pistoletów można było postrzelać z AK-47, M-16, czy M-60. Oczywiście wybraliśmy te największe!:) Żołnierze po zainkasowaniu około 50$ za 20, czy 30 naboi zaprowadzili nas na strzelnice. Kazali nałożyć na uszy atrapę słuchawek wygłuszających dźwięk, i do dzieła!:) Huk niesamowity. Siła niesamowita. Do tej pory nie możemy sobie wyobrazić, jak z czymś takim można biegać po dżungli i do tego być skutecznym??? Co czuje człowiek jak czymś takim dostanie??? Naboje skończyły się niespodziewanie szybko, nie wystarczyło nam nawet na porządną serie:( hehe W końcu nie mieliśmy 300 a po 10 na każdy typ. Przewodnik zaczął już poganiać - to chyba cecha charakterystyczna wszystkich wietnamskich przewodników - wszystkie wycieczki na jakich do tej pory byliśmy odbywały się w jakimś dziwnym pośpiechu, wręcz w biegu. Wracamy do Sajgonu. Czas na pyszne jedzonko!:)




Brak komentarzy: