wtorek, 16 września 2008

Smażony zieleń musztardowy :) czyli o wietnamskiej kuchni słów kilka

Podróżując z północy na południe Wietnamu ( inaczej się za bardzo nie da, można jeszcze z góry na dół, z dołu do góry i ostatnia możliwość z południa na północ :) mieliśmy okazję jadać z wielu garnków. Trzeba przyznać, że przemieszczanie się co klika dni w inny region kraju nie sprzyja poznaniu regionalnej kuchni, bo zanim się dobrze człowiek rozezna w lokalnych knajpkach, już trzeba jechać dalej. Staramy się wybrać jak najlepiej, jednak nie jest to łatwe. Jak dotąd najsmaczniej jedlismy w Hanoi i Hue. Paradoksalnie, najgorzej i najdrożej z jedzeniem było na wyspie Cat Ba. Teoretycznie było tam najwięcej możliwości zjedzenia świeżych owoców morza, coż z tego kiedy nie było komu ich godnie przyrządzić! Żeby dobrze przygotować kraby, kalmary czy krewetki nie trzeba zbyt wiele, trochę serca, czosnku świeże warzywa i gotowe. Niestety owoce morza na Cat Ba, pierwszorzędne jakościowo traciły wszystko z winy kucharza, bo robione były jakby w stołówce, podrzędnej jadłodajni, ehhh szkoda.
Wybór miejsca, w którym będzie się jadło jest kluczowy kiedy jedzie się na "tour" gdzie nic nie jest "inclusive". Daje to wiele możliwości poznawania nowych smaków, ale też można się sparzyć. W wietnamie wygląd jadłodajni :) nie daje jeszcze pewności, że zje się smacznie (cenę na razie pominiemy). Można zjeść smacznie w knajpie z plastikowymi krzesełkami, jak również można dostać zupkę z torebki w "restauracji" z białymi obrusami i nie ma tu reguły. Do dzisiaj, pojawiając się w nowej miejscowości, nie potrafimy ocenić od razu gdzie zjeść. Pozostaje to kwestią szczęścia i nosa :) Pocieszające jest, że kuchnia wietnamska sama w sobie jest pyszna i większości potraw nie sposób popsuć tak, żeby nie dały się zjeść :) My jednak szukamy nowych smaków, wyrafinowanych doznań kulinarnych - czegoś więcej niż tylko "najedzeni? to w drogę". Udało nam się znaleźć kilka miejsc, gdzie jedzenie podawane miało niepowtarzalny charakter oddający naturę prawdziwej kuchni wietnamskiej. Wychodząc z restauracji po takiej sesji, czuliśmy spełnienie kulinarne. Uczucie podobne do tego kiedy słucha się nowej piosenki, ogląda nowy film, które przypadają nam do gustu. Pomost między światem fizycznym gdzie smak i zapach przenikają do świata duchowego tworząc nową przyjemność. Szczególne doznanie, prawie nie związane z tym co jemy na codzień, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, bo znamy to np. z dzieciństwa i mózg mówi nam czego mamy się spodziewać. Tutaj kilka razy mieliśmy okazję zasmakować naprawdę nowej niepowtarzalnej kompozycji smakowej. Wow, to jest pyszne, ale nie wiesz dokładnie co sprawia, że rzeczywiście takie jest!
Zauważyliśmy, że im lepszy kucharz tym serwuje wiesze kawałki warzyw czy mięsa, a jeżeli w potrawie są świeże zioła, to już prawie pewność, że potrawa będzie pyszna, zrobiona przez kogoś kto zna się na rzeczy. Chrupiące warzywa, esencyjne sosy powstałe jako dzieło przemiany składników w potrawę, brzmi pompatycznie ale i niektóre potrawy, które jedliśmy były na prawdę nietuzinkowe, począwszy od "prostych" zup z makaronem, których nazwa zaczyna się od Pho, stawonogi z mórz i oceanów z owocami i warzywami, a na doskonale znanej u nas wieprzowinie i wołowinie skończywszy. Niech o doniosłości chwili świadczy, że z wrażenia zapomnieliśmy zrobić zdjęć najlepszych potraw. Liczyła się tylko przyjemność z jedzenia, która nie jest niestety regułą, o czym się przekonaliśmy w miejscowościach nadmorskich. Tutaj jedzenie nas często rozczarowywało. To w takiej miejscowości dostaliśmy zupkę z torebki, do której na oszukanie smaku ktoś dorzucił garść warzyw. Wymęczone krewetki albo kalmary, które nawet w Polsce u "chińczyka" smakują lepiej. Nie zrażamy się jednak i mamy nadzieję na nowe pyszności po drodze.
Nie polecamy próbowania pseudo europejskich potraw typu pizza, żeberka z kapustą czy "włoskie" makarony - no chyba, że rzeczywiście zabłądzicie do restauracji gdzie gotuje prawdziwy Włoch :). Przekonaliśmy się, że Wietnamczycy potrafią wyśmienicie przyrządzać świnki i krówki w wietnamskich potrawach, jednak europejskie ujęcie tego tematu nie wychodzi im zupełnie. Raz zupełnie przypadkiem trafiliśmy do wietnamskiego browaru, który okazał się być stylizowany na wzór czesko-austriacki, nie zdziwiliśmy się wcale, że ani piwo nie smakowało jak czeskie, ani wieprzowina nie była godna na postawienie obok prawdziwego sznycla wiedeńskiego. Dało się oczywiście zjeść, ale "prawie" rzeczywiście zrobiło wielką różnicę :) Utwierdziliśmy się tylko w przekonaniu, że najlepiej w Wietnamie jeść wietnamskie potrawy. Jest jedno odstępstwo od tej reguły - hamburgery. Sami nie próbowaliśmy, skądinąd wiemy że podobno smakują tutaj całkiem nieźle :)
KFC jest też tutaj, z oczywistych względów pominiemy ten temat :)
Z wietnamskim jedzeniem jest tylko jeden problem :) nie da się zjeść wszystkiego, na co ma się ochotę, bo można pęknąć. Za każdym razem kiedy wychodziliśmy najedzeni, mieliśmy wrażenie, że można jeszcze spróbować tylu rzeczy, ale co zrobić kiedy się już nie mieści ;)))) ?

Mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie, w tak krótkim czasie zgłębić nawet ułamka różnorodności tutejszej kuchni, ale się staramy :)






Brak komentarzy: