sobota, 13 września 2008

Hoi An

Co to za wakacje, kiedy co drugi dzień trzeba wstawać przed 7:00? ;) Tym razem przenosimy się do Hoi An, małej miejscowości jeszcze bardziej na południu Wietnamu. Każda taka podróż konsekwentnie zbliża nas do Saigonu i coraz mniej biletów zostaje w naszym Open tickecie wyglądającym jak mała książeczka. Tym razem jechaliśmy zwykłym autobusem i obyło się bez niespodzianek i długich postojów. Przejeżdżaliśmy przez miasteczko portowe Da Nang, w którym widzieliśmy masę biurowców i jak na tutejsze warunki, nowoczesnych budynków. Widać, że okolica podlegała intensywnej rozbudowie. Powstają na plażach ogromne hotele, kurorty, pola golfowe, korty tenisowe - wszystko z bardzo dużym rozmachem, ciągnące się kilometrami wybrzeża. W Warszawie nie ma tej wielkości hotelu, jakie tutaj powstają. Nie wiemy czy są to prywatne inwestycje, czy rządowe. Odbywa się to dużym kosztem. Jak drapieżny i ekspansywny jest to rozwój, świadczą zdewastowane, rozkopane cmentarze na terenie których powstają kolejne ośrodki wypoczynkowe. Nikt nie przenosi mogił, nie szanuje pamięci i miejsca spoczynku, po prostu wieżdżają koparki i robią swoje.

Po pięciu godzinach jazdy, dotarliśmy do celu. Hoi An wygląda jak przeciwieństwo Da Nang. Niska, tradycyjna zabudowa z domkami w stylu wietnamskiej starówki. Podobno wielu tutejszych mieszkańców ma chińskie korzenie, co widać w stylu budowy i wystroju domów, restauracyjek, kawiarni, sklepów. Wkład w wygląd miasteczka miał polski architekt Kazimierz Kwiatkowski znany tutaj jako Kazik. Pomógł on przywrócić zabytkowy charakter miasta i wpisać je na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury, za co został uhonorowany pomnikiem stojącym w centralnej części starówki, niedaleko rzeki. Miasteczko jest znane ze względu na dużą liczbę krawców, szyjących na miarę wszystko i z każdego żurnala :) Można sobie zamówić garnitur Jamesa Bonda, jak również suknię od Dior :) Widzieliśmy zabawną scenkę, kiedy turysta z Australii zaciągnął krawca do kawiarenki internetowej i pokazywał mu na stronie Hugo Bossa, jaki garnitur ma być uszyty :) Wietnam to w tej chwili ojczyzna podróbek. Można kupić podrobione okulary RayBan, całą kolekcję Diesla, zapalniczki Zippo w takiej gamie, że pewnie firma produkująca je nie ma pojęcia, że można zrobić aż tyle rodzajów :) no i oczywiście oprogramowanie, filmy w każdym możliwym formacie, muzyka z całego świata. Żadne zasady ochrony praw autorskich tutaj nie obowiązują.

Hoi An jest małym ale dość rozległym miasteczkiem położonym na wybrzeżu. Odległość od centrum do plaży jest dość duża (około 4km) więc żeby wybrać się nad samo może trzeba wypożyczyć skuter lub rower, za który niestety przy wjeździe na plażę należy dodatkowo zapłacić! Plaża ciągnie się kilometrami, odgrodzona od lądu małymi ale drogimi kurortami z cenami raczej nie dla backpackersów :( Zrezygnowaliśmy więc z dłuższego pobytu w Hoi An, bo nie chceiliśmy nic uszyć, a relaks na plaży był za daleko. Dwa kolejne dni spędzone w mieście pozwoliły nam na obejście go wzdłóż i wszerz. Mamy już dość pełnych harmidru wietnamskich miasteczek, teraz chcemy odpocząć na prawdziwej plaży ...

Rada dnia:
Zawsze miej przy sobie przeciwdeszczową pelerynę lub parasol. Nigdy nie wiadomo kiedy zacznie padać, a pewne jest jedno - prędzej czy poźniej zacznie.

Przykładowe ceny:
Hotel początkowo za 35$ stargowaliśmy do 13$ :)
Wypożyczenie roweru w hotelu gratis
Wjazd na plażę 5 000 vnd/rower
Hotel przy plaży od 70$ w górę






Brak komentarzy: