czwartek, 11 września 2008

Hue

Po rekonwalescencyji poprzedniego dnia, doszliśmy do siebie na tyle, żeby wznowić ekslporację. Hue jest około osiemdziesięciotysięcznym miasteczkiem z licznymi zabytkami. Wygląda na niepozorne i małe, a w rzeczywistości rozciąga się na wiele kilometrów, o czym przekonaliśmy się zwiedzając nie tylko samo miasto ale i okolicę na skuterzu :) W centralnym punkcie miasta znajduje się twierdza otoczona fosą i grubymi murami z mnóstwem pagod. Architektura z epoki daje specyficzny klimat temu miejscu, nad wszystkim góruje jednak monumentalnych rozmiarów komunistyczna flaga z żółtą gwiazdą, nie pozwalająca zapomnieć kto tu rządzi. Mimo tego, że twierdza jest klikusetletnim zabytkiem, mieszkają w niej tubylcy i jest otwarta dla skuterów i samochodów. Dzwine wrażenie robi to miasteczko w mieście. Jak w wielu miejscach Wietnamu, tutaj też znajdują się zdobyczne amerykańskie czołgi i działa. Z tego rodzaju zabytkami jest odwrotnie niż w krajach postkomunistycznych Europy. W Polsce na pomnikach i skwerach stawiało się wszędzie czołgi i samoloty "radzieckich wyzwolicieli", tutaj w wielu miejscach widoczne są amerykańskie machiny wojenne i żadnych wietnamskich ani radzieckich. Realia polskiego komunizmu indoktrynowały za niszczeniem wszystkiego co zachodnie, jako niepoprawngo politycznie z "krzywym kręgosłupem ideologicznym". Tutaj jest inaczej. Przemierzając kraj, gdzie trwały najcięższe walki można się natknąć na zniszczone szczątki amerykańskiego czołgu czy ciężarówki przy drodze, ale też widzieliśmy sprawne ciężarówki-dźwigi Armi Amerykańskiej normalnie pracujące na budowach, nawet nie przemalowane z białą gwiazdą i zielonym kamuflażem, charakterystycznym dla USARMY. W muzeach obnośni handlarze oferują nieśmiertelniki amerykańskich żołnierzy z wybitymi nazwiskami, imionami, grupą krwi i wyznaniem. Makabryczny suwenir, symbol czyjejś śmierci lub nieszczęścia chętnie kupują turyści ... szczerze powiedziawszy zgorszyło nas to trochę, tak samo jakby ktoś handlował identyfikatorami polskich żołnierzy z Katynia. Tak się nie powinno robić, ale Wietnamczycy handel mają we krwi :) Brzmi paradoksalnie, ale Wietnamczycy to chyba najbardziej kapitalistyczny naród z socjalistycznych, żyjący tylko w komunistycznym kraju, bo lepsze to było niż bycie francuską, tak francuską, a nie amerykańską kolonią! To jest jednak temat na całe opracowanie historyczne, a nie krótkiego bloga. Jest interes do zrobienia to się go robi. Handluje każdy i gdzie się da, wszystkim od jedzenia na patyku, a na drugach skończywszy. Na szczęście handlarze nie są namolni jak w krajach arabskich. Nie chcesz zrobić biznesu, no problem, szkoda na ciebie czasu, trzeba szukać nowego klienta. Trochę smutne jest, że klkuletnie dzieci próbują sprzedawać na ulicy jakieś pierdoły, zamiast spędzać czas w szkołach. W wielu restauracyjnych menu znajdowaliśmy wzmiankę na pierwszej stronie, żeby nie dawać dzieciom pieniędzy, ani nic od nich nie kupować na ulicy dzięki czemu wrócą do szkoły. Nie możemy się oprzeć wrażeniu, że są one trochę ofiarami turystycznej machiny, która daje im łatwe pieniądze, raczej grosze, ale każe sobie płacić dzieciństwem i koniecznością walki o klienta na ulicy. Panie Ho masz pan jakąś teorię o zgniłym imperialiźmie, kiedy twój naród nie może znaleźć tożsamości i o wychowanie dzieci zaczyna dbać ulica? No co, myśleliście że będzie słodziutko i miło? Nie piszemy dla pięciolatków więc tematy społeczne też powinny Was zainteresować :)

Wietnam ma wiele twarzy, jedną z nich jest bieda, wręcz skrajne ubóstwo. Bylismy w wioskach gdzie ludzie mieszkają w szałasach z mat bambusowych czy innej wikliny, tak szczerze to z czego się dało. Nie były to urocze domki z obrazków rodzajowych gdzie rodziny siedzą sobie na krużganku wesoło śpiewając piosenki. Tam nie było nic! Ściany przesiąknięte wilgocią, porozrywane z dziurami, bez okien i szyb. Wydawało się, że jedynym luksusem na który mogą liczyć to elektryczność, ale sądząc po kablach, nie mają jej wszyscy. Zero warunków sanitarnych, po prostu wydeptane podwórko, w środku którego w domku o powierzchni 12-15 m kwadratowych mieszkają całe rodziny! Mijaliśmy wiele takich wiosek w górach, widzieliśmy dzieci szwędające się po polach pasąc krowę lub inny dobytek. W pasieniu krów nie ma nic złego, czy jednak jest to zajęcie lepsze dla dziecka niż nauka w szkolnych ławkach? Zaraz obok stoją budynki okazałe, żółte z bramą wjazdową, w którą zmieściłaby się pełnowymiarowa ciężarówka. Hasła na czerwonym tle przykrywają elewacje budynków i bramy. Flagi z żółtą gwiazdą mokną tak samo, jak szałasy tubylców. Domy tutejszych mieszkańców i partyjne budowle różni tylko jedno. Małe biedne domki są pełne ludzi, ogromne partyjne, murowane pałace stoją puste i wydają się nie służyć nikomu prócz swoich desydentów. Znamienne jest, co zauważylismy już w pierwszego dnia w Hanoi, że samochody osobowe stoją tylko przed budynkami rządowymi. Widać, że tutejszy system ma się dobrze i dba o siebie ...




Brak komentarzy: